Na placyku przed pałacem Whitehall zmieniają się nie piesi strzelcy w wielkich czapach, lecz królewska gwardia na rasowych angielskich koniach. Padają komendy, konie parskają, turyści strzelają fleszami. Atutem Westminsteru jest również to, że blisko stąd do innych najważniejszych atrakcji Londynu. Spacer wzdłuż Tamizy to obowiązkowy element wizyty w brytyjskiej stolicy dla każdego wielbiciela prozy Dickensa, a od czasu, kiedy po drugiej stronie rzeki wybudowano wielkie diabelskie koło – także dla każdego ojca rodziny. Widok z przeszklonych gondoli na cały Londyn to frajda, której nie można odmówić znudzonym zwiedzaniem dzieciom. Okolice Westminsteru tętnią życiem także nocą. Dziesiątki nocnych klubów, alternatywnych teatrów i podejrzanych lokalików pobliskiego West Endu to magnes przyciągający tysiące nastolatków z całej Europy. Ta część miasta w weekend właściwie nie zasypia. Co nie znaczy, że Westminster jest miastem turystów i cudzoziemców. Przeciwnie. To jedna z najbardziej brytyjskich dzielnic Londynu. Mnóstwo tu charakterystycznych dla stolicy Wielkiej Brytanii taksówek i budek telefonicznych oraz sklepów z tweedowymi marynarkami. Wznosi się tu też, o czym nie każdy wie, rzymskokatolicka katedra westminsterska – olbrzymia i bardzo ładna, wybudowana pod koniec XIX wieku, ale bardzo bizantyjska w stylu. Mylona często z opactwem i mniej od niego sławna jest najważniejszym katolickim kościołem Londynu. Warto zostać na mszy – mimo że katolicka, różni się od polskich niemal wszystkim.